|
Sakura no Ki Podlaskie Stowarzyszenie Miłośników Anime i Manga "Sakura no Ki"
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ookami-san
Prezes Klubu (ret.)
Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Kraina niedźwiedzi polarnych
|
Wysłany: Wto 0:40, 30 Maj 2006 Temat postu: Krótkie opowiadanie =) |
|
|
Wiosna, 2510 Anno Domini. Las Loren.
Pamiętam jak dziś. Było słoneczne popołudnie, kiedy rozpoczął się atak. Nic nie zapowiadało tragedii, która miała nastąpić. Właśnie żegnałem się z rodziną, by wyruszyć na szlak w poszukiwaniu przygód i odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Chciałem poznać ludzi, o których tak wiele i niewiele zarazem słyszałem. Pragnąłem dowiedzieć się prawdy na własną rękę. Niestety nie dane było mi opuścić rodzinny dom w spokoju i, może kiedyś, powrócić z bagażem doświadczeń i plecakiem pełnym opowieści, tych prawdziwych i legend zarazem, o najmłodszej z ras tego świata. Przestępując próg domu, usłyszałem nagle donośny dźwięk Trąb Wojennych, które równie niespodziewanie zamilkły, jakby głos im został odebrany w jakiś nagły sposób. Wszyscy mieszkańcy osady powychodzili na plac, po czym zaczęli rozglądać się wokół. Nic. Cisza i spokój. Było wczesne popołudnie, więc jak na taką porę dnia było stosunkowo za cicho. Nagle usłyszeliśmy cichy skrzek. Dochodził gdzieś z zachodu. Dziwny dźwięk zaczął się zbliżać szybko. Spojrzałem w górę, ponad korony drzew i wytężyłem wzrok. To, co zobaczyłem, przerastało moje najśmielsze oczekiwania. Nigdy nie sądziłem, że dane będzie mi coś takiego ujrzeć. W oddali, ponad lasem pojawiły się czarne punkty. W miarę jak się zbliżały, można było dostrzec i rozpoznać ich kształty. Tak. To byli Oni. Nasi bracia, którzy zostali wygnani z naszego świata i społeczeństwa eony lat temu.
Korsarze z Wysp Północnych. Innymi słowy, Mroczne Elfy. Ich wojenne galery stale przemierzają lodowe morza w poszukiwaniu statków pełnych darmowej siły robotniczej. Są niczym ludzcy odpowiednicy barbarzyńców z odległej Norski. Napadają na statki, porty, nawet miasta w poszukiwaniu niewolników i ofiar dla swoich mroczny bogów. Lecz tym razem nie przybyli morzem. Tym razem użyli swojej nowej broni – wyverny. Jeźdźcy Wyvern – elitarna jednostka do walki w powietrzu. Specjalnie szkoleni. Poddawani ogromnemu ryzyku z powodu żarłoczności i agresywności tych bestii. A jednak udało im się poskromić te stwory. Ciekawe ile ofiar to pochłonęło. Ile niewinnej krwi musiało zostać przelanej? Niestety nie było czasu w tej chwili na takie myśli i zastanawianie się. Jedyne co teraz się liczyło to jak przeżyć.
Nasza osada była jedną z wielu w Loren, dlatego też nie mieliśmy prawie żadnej obrony. Nikt się nie martwił jakimkolwiek atakiem, gdyż elfie osady wraz ze stolicą były zakryte przez antyczne iluzje, powstrzymujące jakąkolwiek ingerencję z zewnątrz w życie lasu. Większość ludzi i tak się bała wchodzić do puszczy, z powodu wielu historii na temat Loren. Niektórzy uważali, że las jest przeklęty. Inni twierdzili, że żyją w nim stwory z najgorszych koszmarów. Stwory, heh... Tak, ludzie mają tendencję do przejaskrawiania historii i przeinaczania faktów. Oczywiście – żyją w lesie inni przedstawiciele naszej chwalebnej rasy, ale żeby od razu stwory? No chyba, że chodzi im o naszych naturalnych obrońców, z którymi żyjemy w symbiozie od setek pokoleń, mianowicie chodzi mi o Driady, Drzewce i inne chochliki, ale to również nie są żadne koszmary. To nasi przyjaciele i pobratymcy.
Do ataku ruszyli wszyscy, którzy mogli i przeszli jakiekolwiek przeszkolenie wojenne, w tym również przedstawicielki płci przeciwnej. W ruch poszły łuki, miecze, cokolwiek czym można było się bronić. Niewiele myśląc zdjąłem ozdobny elfi łuk z pleców, na cięciwę nałożyłem strzałę o pięknych zielonych lotkach, przycelowałem i posłałem pocisk w niebo, ku jednej z bestii, szepcząc cicho modlitwę do Silvandrel, Pani Snów. Moje modły musiały chyba zostać wysłuchane, gdyż strzała trafiła w oko wyverny, która poczęła nagle spadać w dół lotem wirującym, ku niechybnej śmierci, w objęcia twardej ziemi. Ucieszyłem się, ale zaraz zganiłem się za to. Nie było czasu na wiwatowanie. Wrogów było wielu. Zbyt wielu. Wiedziałem, że nie uda nam się ocalić naszej osady. Mogliśmy tylko czekać na pomoc elitarnych oddziałów z Athel Loren, naszej stolicy. Oczyma wyobraźni widziałem legendarnych Obrońców Wielkiego Dębu, Tancerzy Wojny, wbijających się w oddziały wroga. Mogłem nawet usłyszeć pisk Olbrzymich Orłów z elfimi jeźdźcami, którzy zasypują nieprzyjaciela gradem strzał. To wszystko mogło nastąpić, ale musieliśmy czekać. Czekać i bronić naszych bliskich. Kiedy już Korsarze wylądowali, nie było czasu na zabawy z łukiem. Nastąpiła pora bezpośredniej potyczki. Odrzuciłem broń dalekiego dystansu i wyjąłem miecz. Drugą ręką sięgnąłem po sztylet, po czym skierowałem swe kroki w kierunku już toczącej się bitwy na środku głównego placu. Nagle pojawiła się przede mną postać w czarnym, sięgającym ziemi płaszczu, zakrywającym całkowicie twarz osobnika. To był elf, ale nie jeden z Mrocznych. Miał ubiór Mrocznych, ale było w nim coś znajomego. Gdy poły płaszcza opadły na ziemię odsłaniając oblicze, moje źrenice rozwarły się z zaskoczenia. Nie. To nie mogła być prawda. Niedowierzałem. Sądziłem, że moje zmysły zostały omamione przez jakąś potężną iluzję, której nie mogłem przejrzeć. Lecz gdy się odezwał wiedziałem, że to nie były czary. Przede mną stał mój starszy brat, Elvan‘drindel‘Noell. Kilka lat temu wyruszył z oddziałem Wojowników Klanu, by wspomóc wojska Ulthuanu w obronie przed najazdem licznych oddziałów naszych potępionych braci. Od tamtego czasu słuch po nim zaginął, aż do dziś.
„Witaj Lorne... braciszku.”- jego głos jakby się zmienił. Był bardziej... jadowity, jeśli w ogóle można to tak ująć. Na pewno był inny. –„Jak tam rodzice?”- Nie odpowiedziałem. Nie mogłem. Bałem się. –„A jak tam nasza mała siostrzyczka, ha ha?”- Nie wiem czemu, ale te pytanie przeraziło mnie jeszcze bardziej niż poprzednie. Wiedziałem, że stało się coś złego. W końcu zebrałem się na odwagę –„Co żeś Jej uczynił?!”- Krzyknąłem –„Co Jej zrobiłeś?!”- Dopiero w tej chwili zauważyłem, że prawą rękę trzymał cały czas za plecami, w okolicy bioder. Nagle szarpnął za coś. Słychać było tylko lekkie chrupnięcie i cichy, niewyraźny pisk. Serce prawie nie wyrwało mi się z piersi, gdy przed moimi oczyma pojawiła się Silvana. Patrzyła na mnie błagalnym, zaszklonym od łez wzrokiem proszącym o ratunek. Miała knebel na ustach, dlatego nie mogła krzyczeć, kiedy Elvan zwichnął Jej rękę nagłym szarpnięciem. –„Zostaw Ją w spokoju. Puść Ją. Ona jest Twoją siostrą. Czemu to czynisz?”- Płakałem prawie krzycząc to. –„Czemu, pytasz? Czemu? Odpowiedź jest prosta – bo to lubię! HA! HA! HA!”- Ma rację. Zawsze był inny. Nigdy nie przejawiał oznak dobroci czy też współczucia dla innych. Nie przejmowaliśmy się tym zbytnio, tym bardziej, że Radni ze stolicy stwierdzili, że czeka go doskonała przyszłość wśród Elity Wojowników Klanowych, a może kiedyś i Tancerzy Wojny, którzy znani byli właśnie z tego, że nie okazywali uczuć. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zdrada. Zdrada na własnym społeczeństwie. Na własnej rasie. Na własnej rodzinie. To było najgorsze. –„Zostaw Ją, albo będziesz miał ze mną do czynienia.”- Nie wiem skąd tyle odwagi pojawiło się w moich słowach i sercu, ale wiedziałem, że było to dobre i właściwe. –„Nie jesteś moim bratem! Mój brat zaginął kilka lat temu. Nie znam Cię. Zostaw Ją i odejdź. W innym wypadku czeka Cię śmierć, która zakończy twój i tak już splugawiony żywot”- Mówiłem jakby w transie. Słowa same przeze mnie przepływały. –„Mam Ją zostawić? Tego właśnie chcesz? Proszę bardzo.”- Pchnął Silvanę w moim kierunku, a kiedy przeszła połowę odległości myślałem, że wszystko będzie w porządku. Nagle w jego ręku pojawił mały sztylet. Nim zdążyłem zareagować, ostrze wypełniło swe zadanie. Oczy siostrzyczki rozwarły się w bólu, jaki towarzyszył zatopieniu klingi w Jej plecach. Zdążyłem tylko wyciągnąć rękę i krzyknąć, nim martwe ciało Silvany opadło na trawę. Czas w tym momencie jakby stanął w miejscu. Mój wzrok skupił się na siostrze leżącej twarzą do ziemi, z pleców której wystawała srebrna głownia sztyletu otoczona przez, niegdyś życiodajny płyn, teraz powoli spływający po Jej jasnozielonej sukni z najdelikatniejszego jedwabiu, jaki kiedykolwiek został użyty do uszycia ubioru, i wsiąkający w ziemię, która od dawna nie zaznała tak szlachetnego napoju, jakim była krew elfa. Wszystkie odgłosy otaczającej mnie walki jakby ucichły, by nagle wzmóc na sile, gdy oczy me napotkały wzrok starszego brata. Śmiał się –„Nie powiedziałeś nic o tym, w jakim stanie mam ci ją zwrócić. Następnym razem dobieraj słowa lepiej”- Dla niego to była zabawa. Dla mnie to było coś więcej. Przetarłem łzy, podniosłem broń z ziemi i zacisnąłem wargi. –„Hej braciszku, chyba nie masz zamiaru pójść w jej ślady, co?”- Drwił ze mnie. Uważał, że jestem za słaby. „Zaraz się przekona, że ignorowanie przeciwnika jest złym pomysłem” pomyślałem. Nic nie mówiąc skoczyłem naprzód. Pierwszy mój cios był szybki, lecz nie mierzony. Elvan uniknął ataku z trudem, po czym zaopatrzył się we własny oręż, jakim były dwie zakrzywione szable, które aż do tej pory spoczywały w spokoju na jego plecach. Wywiązała się wymiana ciosów. To nie był już braterski sparing, lecz walka na śmierć i życie. Wokół nas słychać było okrzyki konających po jednej i po drugiej stronie barykady. Nad naszymi głowami przelatywały dzikie bestie, śmigały strzały w powietrzu. Lecz żaden z nas nie pozwolił sobie na chwilę rozkojarzenia. Taki błąd kosztowałby życie jednego z nas. Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Jakaś zbłąkana strzała drasnęła Elvana pod kolanem. Na nic więcej czekać nie musiałem i postanowiłem wykorzystać nadarzającą się okazję. Zamarkowałem cios na tułów sztyletem. Wiedziałem, że uda mu się zbić ten atak co tak też się stało. Niestety, nie zauważył mojego miecza, który w tym samym momencie wędrował od dołu po ukosie w kierunku jego szyi. Nim zdążył zareagować było już po wszystkim. Gładkim cięciem, czerep mojego brata został oddzielony od reszty ciała i poszybował lobem w górę, po czym upadł parę metrów dalej. Tors i nogi upadły bezwiednie na ziemię podrygując w ostatnich spazmach. To był koniec. Mój brat umarł na zawsze i tym razem to było więcej jak pewne. Oddychałem ciężko, ledwo utrzymując się na nogach. Pot zmieszany z krwią spływał po moim czole. Powoli obróciłem się w kierunku ciała siostry. Nagle usłyszałem głośny skrzek przeszywający niebo. Przystanąłem i spojrzałem w górę. Bolały mnie oczy, ale zdążyłem zauważyć upragniony widok. „Nareszcie” – pomyślałem. Opuściłem głowę. Zrobiło mi się nie dobrze. Upadłem. Nim straciłem przytomność, zdążyłem jeszcze pożegnać się wzrokiem z moją siostrą. A na imię Jej było Silvana‘thorneail‘Noell.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ookami-san
Prezes Klubu (ret.)
Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Kraina niedźwiedzi polarnych
|
Wysłany: Wto 18:47, 30 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
prosiłbym o krótkie komentarze i ew oceny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cegla
Prezes Klubu (ret.)
Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 508
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Mońki
|
Wysłany: Śro 10:37, 31 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Z językiem jest coś mocno nie tak. Za dużo powtórzeń tych samych wyrazów i stylistycznie nieprawidłowo zbudowane zdania (np. "Niestety nie dane było mi opuścić rodzinny dom w spokoju").
Wiem, że z założenia miało to być krótkie opowiadanie, ale jednak brak mi tu wyjaśnień i dłuższych opisów. Reszta może być, chociaż onomatopeje w stylu "ha, ha", też są niepotrzebne.
A teraz pytanie ogólne (retoryczne?): czemu wszyscy piszą fantasy???!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
DeathScythe_H
-sama
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: C:\System\Poland\Bialystok
|
Wysłany: Śro 11:30, 31 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Może to bezczelnie zabrzmi, ale: żeby ludzie sie głupio pytali.
W każdym razie: dużo powtórzeń, trochę kulejąca stylistyka zdań, trochę "Amerykański" scenariuszyk (nic pozytywnego przez to nie rozumiem) i ostatnie czepnięcie: "ha, ha" brzmi raczej mało poważnie (kojarzy mi się z jakąś bajeczką). Lepiej by zabrzmiało: "szyderczo i krótko zaśmiał się", czy coś w tym kierunku. Moja ocena: 6+/10. Oby potem było lepiej, bo nie sądzę, żebyś się opuścił.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ookami-san
Prezes Klubu (ret.)
Dołączył: 27 Gru 2005
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Kraina niedźwiedzi polarnych
|
Wysłany: Śro 15:16, 31 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Przeczytałem ponownie moje opowiadanie i zgodzę się z Waszym stwierdzeniem o dużej ilości powtórzeń. Jedynie na moją obronę mogę wysunąć fakt, iż pisałem to w godzinach nocnych, będąc raczej lekko zmęczonym. Co do małej ilości wyjaśnień to uważam, że było ich całkiem sporo. Tekst jest głównie dla osób zaznajomionych z tematyką Warhammera (właśnie w tym świecie umieściłem wydarzenia) i pewnych rzeczy wyjaśniać nie muszę. Dla zwykłego czytelnika miała to być tylko luźna historyjka, przy której nikt się nie zastanawia i nie wnika w szczegóły. Dobrym porównaniem może być film Aeon Flux albo Ultraviolet. Mało wyjaśnień, przegięte motywy, ale takie filmy tworzone są dla rozrywki. Usiąść wygodnie w fotelu, obejrzeć i nie zastanawiać się. Moje opowiadania mają własny styl, dla niektórych niezrozumiały lub posiadają scenariusz "amerykański" (niestety, nie mogę się z tym zgodzić). Napisałem już kilka małych historyjek, ale pisałem je głównie dla siebie. Nigdy nie umieszczałem ich nigdzie, więc postanowiłem chociaż raz zaryzykować i wysłałem do portalu internetowego Tawerna RPG. Teraz czekam na odpowiedź redaktora odpowiedzialnego za kącik 'poezji' Polana Loren.
Co do dłuższych opisów - z doświadczenia wiem, że długie opisy potrafią zanudzić czasem tak czytelników, jak słuchaczy, czy też graczy na sesjach. Jeśli będę dalej opisywał życie i przygody Lorne`a pojawi się więcej wyjaśnień i opisów. Wolę dawkować wiadomości niż wrzucać wszystko za jednym razem (zaleta dobrych MG). Takie działanie tylko psuje efekt i narusza całą konstrukcję.
Na zakończenie - nie jestem dobrym MG, nie jestem dobrym powieściopisarzem, nie jestem dobrym graczem - jestem przeciętnym człowiekiem, który popełnia błędy i się na nich uczy. Słowa krytyki przyjąłem - z jednymi się zgodzę, z innymi zaś nie mogę. Jeśli mój post odbierzecie jako próbę obrony słabego dzieła to dobrze, bo tak właśnie miało być. Będę bronił swoich prac, ale również będę przyjmował porady.
Koniec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|